Sierpniowy urlop spędziliśmy podobnie jak rok wcześniej - w Bieszczadach. Niektóre miejsca odwiedziliśmy po raz pierwszy, inne powtórzyliśmy, bo szczególnie nam się spodobały.
Zaczęliśmy od wejścia na Korbanię (894 m npm) z drogi Baligród-Wołkowyja (ok. 580 m npm). Pokonaliśmy w sumie 10 km.
![](zdjecia/4438.jpg)
Na początku trasy znaleźliśmy miejsce wypalania węgla drzewnego.
![](zdjecia/4439.jpg)
Piec do wypalania węgla drzewnego
![](zdjecia/4440.jpg)
Padalec
![](zdjecia/4441.jpg)
![](zdjecia/4442.jpg)
Maślaki. Zostawiliśmy je nietknięte.
![](zdjecia/4443.jpg)
Ten motylek bardzo polubił Kasię i wędrował z nią spory kawałek trasy.
![](zdjecia/4444.jpg)
W ruinach kaplicy przy cmentarzu Budzińskich
![](zdjecia/4445.jpg)
![](zdjecia/4446.jpg)
![](zdjecia/4447.jpg)
![](zdjecia/4448.jpg)
![](zdjecia/4449.jpg)
![](zdjecia/4450.jpg)
![](zdjecia/4451.jpg)
Przerwa na jeżyny. W tle wieża widokowa na Korbani.
![](zdjecia/4452.jpg)
Widok z wieży na Korbani. Do tamy na Solinie jest prawie 14 km.
![](zdjecia/4453.jpg)
![](zdjecia/4454.jpg)
![](zdjecia/4455.jpg)
![](zdjecia/4456.jpg)
![](zdjecia/4457.jpg)